Temat rzeka. "Gleba uzależnia" - ja też zostałem wyznawcą. Zgadzam się, że inżyniery tak wymyśliły zestrojenie auta i ingerowanie na własną rękę (szczególnie bez doświadczenia, którego tak na prawdę nabiera się "w praniu") może przynieść skutki wręcz odwrotne od zamierzonych. Tak jak pisze Damian - wpadnie mapa i okazuje się, że auto leci 170km/h ale trzeba mieć włożoną pieluchę i wielkie bicepsy. Mało kto rozważa, że zmiana geometrii zawieszenia może bardzo wpływać na wiele parametrów (pamiętajmy, że punkty montażowe nie zmieniają swojej pozycji...). Naczelną zmianą charakterystyki jest przeważnie lepsza trakcja, ale też - o czym nikt nie wspomina - mocne ścięcie marginesu na błędy. Sztywne i obniżone zawieszenie ma dwie opcje: przyczepność i brak przyczepności. Fabryczne zawieszenie informuje, że zbliżasz się do krawędzi, więc liczba opcji pomiędzy przyczepnością i jej brakiem wzrasta
Zmieniając zawieszenie nie brałem zupełnie pod uwagę estetyki - co potwierdzi Filip, które mi je wstawiał. Na początek poprosiłem gwint rozkręcony na maksimum. Potem z każdą wizytą klucze szły w ruch i faktycznie obecnie mam obniżone absolutnie "na żyletkę" - ale jeździ jak gokart. W pakiecie oczywiście muszę mieć w głowie mapę większych dziur w miejskich ulicach.
Zmieniając zawieszenie nie brałem zupełnie pod uwagę estetyki - co potwierdzi Filip, które mi je wstawiał. Na początek poprosiłem gwint rozkręcony na maksimum. Potem z każdą wizytą klucze szły w ruch i faktycznie obecnie mam obniżone absolutnie "na żyletkę" - ale jeździ jak gokart. W pakiecie oczywiście muszę mieć w głowie mapę większych dziur w miejskich ulicach.