Niestety, dopadło i nas.
Kilka bardzo mroźnych nocy, samochód "pod chmurką", a w zasadzie tylko pod wiatą, i dziś rano zakręcił 2x i zemdlał. Żonę do pracy odwiozłem swoim, wróciłem, spróbowałem jeszcze raz i znów to samo.
W wielkich mękach wyciapałem akumulator z tego schowka w podłodze przed pasażerem, i teraz pojawił się problem: doładowywać czy nie doładowywać?
Okazało się, że to jest akumulator bezobsługowy, a niektórzy mówią, że takich się nie doładowuje. Grożą wybuchem, zatruciem itp.
Nigdy nie miałem do czynienia z takimi akumulatorami, o ile pamiętam to kiedyś doładowywałem te stare, z elektrolitem, który się rozcieńczało wodą, a na czas ładowania odkręcało się wszystkie nakrętki.
W tym obecnym nic nie można odkręcić, trochę strach tak zostawić takie urządzenie podłączone do prostownika na noc w mieszkaniu.
Cóż więc robić?
Doradzi ktoś fachowo?
Kilka bardzo mroźnych nocy, samochód "pod chmurką", a w zasadzie tylko pod wiatą, i dziś rano zakręcił 2x i zemdlał. Żonę do pracy odwiozłem swoim, wróciłem, spróbowałem jeszcze raz i znów to samo.
W wielkich mękach wyciapałem akumulator z tego schowka w podłodze przed pasażerem, i teraz pojawił się problem: doładowywać czy nie doładowywać?
Okazało się, że to jest akumulator bezobsługowy, a niektórzy mówią, że takich się nie doładowuje. Grożą wybuchem, zatruciem itp.
Nigdy nie miałem do czynienia z takimi akumulatorami, o ile pamiętam to kiedyś doładowywałem te stare, z elektrolitem, który się rozcieńczało wodą, a na czas ładowania odkręcało się wszystkie nakrętki.
W tym obecnym nic nie można odkręcić, trochę strach tak zostawić takie urządzenie podłączone do prostownika na noc w mieszkaniu.
Cóż więc robić?
Doradzi ktoś fachowo?