Z cyklu "Poranek z życia mężczyzny".
Zwlokłem się, jak co rano, na poranną sesję pływacką, przed pracą...
Żona na dole w pełnym rynsztunku ruszała do swojego kieratu.
Właśnie udało mi się odkleić drugą powiekę (to bynajmniej nie był piasek z plaży...), kiedy usłyszałem wrzask, który obudził wszystkie jeszcze śpiące we mnie komórki: "Smart mi się nie otwiera!!!!!!"... W połowie schodów zawróciłem, żeby wziąć drugi komplet kluczyków - zapewne bateria... Ale to nie była bateria, a na pewno nie ta
No i zaczęło się: "Nie chcę widzieć tego auta!!! Zimą ma go tu nie być!!! Pier... złom!!! Sprzedaj to!!!, etc., etc... "... Zawiozłem osę do pracy, a sam oddałem się porannym sportom. Po powrocie przystąpiłem do oględzin zwłok... Które nie trwały dłużej niż 30 sekund... Baba nie wyłączyła sobie świateł na noc. Nie dosyć, że maksymalnie wkurwiła sąsiadów - kierunkowskaz zrobił im darmową dyskotekę, to jeszcze wszelkie przydomowe plugastwo grzało się przy ksenonach... (o ile to możliwe
.
Poinformowałem winowajczynię zamieszania, czego jedynym skutkiem była deklaracja miłości do jeszcze niedawno tak znienawidzonego Smarta.
Czy ktoś wie, jak się wyjmuje akumulator babie??