Zacznę od satysfakcji, że przybywa amatorów wąskiego koła dojazdowego, które doskonale mieści się za oparciem fotela pasażera. Dlaczego pasażera? Odpowiedź jest banalnie prosta - statystyka mówi, ze na prawym fotelu częsciej siedzą kobiety, a tym samym fotel może być bardziej przesunięty do przodu. Swego czasu o tym pisałem.
Ale ja teraz o czym innym. Jako tradycjonalista - jestem przyzwyczajony do zmiany oleju silnikowy - poprzez spuszczenie go po odkręceniu korka spustowego w misce olejowej. Po prostu - z zużytym olejem wypływa "wszystko inne". Za moich młodych lat po spuszczeniu przepracowanego oleju (wówczas - Lux lub Selectol) silnik przepłukiwano "olejem wrzecionowym" (mała lepkość) i dopiero wtedy wlewano świeży olej silnikowy. Ta procedura została zarzucona juz w połowie lat 60-tych. Argumenty były różne: "nie warto", "resztki oleju wrzecionowego szkodzą", "za duża mitręga"...itp.
No właśnie. A tu w mojej zabaweczce, zwanej przez moją wnuczkę - "Kopytko" olej wymienia się poprzez rurkę miarki, czyli "bagnetu". W domu sam tego nie potrafiłem zrobić, mimo że dysponuję ręczną pompką do odsysania oleju ze stacjonarnego silnika jachtowego "Volvo-Penta". W silnikach jachtowych niejednokrotnie takie rozwiązanie konstrukcyjne to "mus", bo pod miskę olejową to nawet ciężko dłoń wcisnąć. Ale w samochodach (bo tu Smart nie jest wyjątkiem)?
Otóż pompka z wyposażenia jachtu takiemu zadaniu niestety nie podołała. Pojechałem więc do "garażu", który taką usługę oferuje. Mistrz podtoczył do "Kopytka" sporą maszynę z manometrami i dużym zbiornikiem. Kilkakrotnie zagłębiał i przetykał rurkę (własciwie - rureczkę), bo co rusz "błotko nagarowe" ową rurkę zapychało. Mistrz wzdychał - panie, to tak zawsze, wszystko co zalega dno miski - robi mi takie kłopoty. Bo widzi pan - po każdej zmianie oleju coś tam zostaje i się nawarstwia.
Wygląda na to, ze projektant silnika niewątpliwie działał na konkretne zamówienie.
Olej zmieniono, zapłaciłem 30 złotych i pojechałem do domu.
A w domu wziąłem się do roboty. Zdjąłem miskę olejową, nawierciłem otwór, wspawałem migomatem oprawę (ze szrotu) i wkręciłem normalny korek spustowy. Myślę, że silniczek będzie wdzięczny. Nikogo nie namawiam.
A co młodzi, nowocześni na to?
Pozdrawiam
Coolin
Ale ja teraz o czym innym. Jako tradycjonalista - jestem przyzwyczajony do zmiany oleju silnikowy - poprzez spuszczenie go po odkręceniu korka spustowego w misce olejowej. Po prostu - z zużytym olejem wypływa "wszystko inne". Za moich młodych lat po spuszczeniu przepracowanego oleju (wówczas - Lux lub Selectol) silnik przepłukiwano "olejem wrzecionowym" (mała lepkość) i dopiero wtedy wlewano świeży olej silnikowy. Ta procedura została zarzucona juz w połowie lat 60-tych. Argumenty były różne: "nie warto", "resztki oleju wrzecionowego szkodzą", "za duża mitręga"...itp.
No właśnie. A tu w mojej zabaweczce, zwanej przez moją wnuczkę - "Kopytko" olej wymienia się poprzez rurkę miarki, czyli "bagnetu". W domu sam tego nie potrafiłem zrobić, mimo że dysponuję ręczną pompką do odsysania oleju ze stacjonarnego silnika jachtowego "Volvo-Penta". W silnikach jachtowych niejednokrotnie takie rozwiązanie konstrukcyjne to "mus", bo pod miskę olejową to nawet ciężko dłoń wcisnąć. Ale w samochodach (bo tu Smart nie jest wyjątkiem)?
Otóż pompka z wyposażenia jachtu takiemu zadaniu niestety nie podołała. Pojechałem więc do "garażu", który taką usługę oferuje. Mistrz podtoczył do "Kopytka" sporą maszynę z manometrami i dużym zbiornikiem. Kilkakrotnie zagłębiał i przetykał rurkę (własciwie - rureczkę), bo co rusz "błotko nagarowe" ową rurkę zapychało. Mistrz wzdychał - panie, to tak zawsze, wszystko co zalega dno miski - robi mi takie kłopoty. Bo widzi pan - po każdej zmianie oleju coś tam zostaje i się nawarstwia.
Wygląda na to, ze projektant silnika niewątpliwie działał na konkretne zamówienie.
Olej zmieniono, zapłaciłem 30 złotych i pojechałem do domu.
A w domu wziąłem się do roboty. Zdjąłem miskę olejową, nawierciłem otwór, wspawałem migomatem oprawę (ze szrotu) i wkręciłem normalny korek spustowy. Myślę, że silniczek będzie wdzięczny. Nikogo nie namawiam.
A co młodzi, nowocześni na to?
Pozdrawiam
Coolin